Gusinje - Belgrad - Kraków

Gusinje - Belgrad - Kraków

Po wspaniałej przygodzie z Prokletijami czas kierować się powoli w stronę domu...


Wrzucamy w siebie ostatnie ćevapi i wychodzimy z Gusinje. Rzut oka na kuszącą drogę w kierunku przejścia granicznego z Albanią (w Vermosh) i po chwili łapiemy stopa do Plavu.

— Dobrze znasz nasz język — stwierdza Czarnogórzec po usłyszeniu zaledwie paru podstawowych słów.
— Serbski? — pytam z niedowierzaniem.
Czarnogórski! — pan kierowca stwierdza ostentacyjnie obrażonym tonem. No cóż, ciekawe, czy byłby w stanie wymienić choć jedną różnicę między tymi językami?

Dalej, gościnną Czarnogórą, przez Murino i Bijelo Polje, gdzie chcemy zapakować się do pociągu Bar - Moskwa. Nie jest to jednak wcale takie proste - skład jest dłuższy od stacji, więc wejście do ostatniego wagonu 2 klasy przeznaczonego dla plebsu wymaga szybkiego biegania po chaszczach... Stojąc na znalezionych na korytarzu paru centymetrach kwadratowych wolnej powierzchni ruszamy do Belgradu.

— Oni mają kosowskie stemple! — krzyczy wzburzony serbski celnik. Z nienawiścią dobywa długopis z kieszeni i skrupulatnie, kartka po kartce, przegląda nasze paszporty kreśląc zamaszyście ANULLE na każdym kosowskim stemplu. Nie chcąc się zbytnio narażać przyjmujemy minę wyrażającą coś pomiędzy "ale o co chodzi?" a "jak ci Kosowarzy śmieli nam wbić stemple ich quasi-państwa?!". Strażnik odchodzi, wręcz rzucając w nas paszportami.

Belgrad ciągle się zmienia - za każdym razem gdy się tu zjawiam wygląda inaczej. Krótką przerwę w serbskiej stolicy poświęcamy jak zwykle na targ Zeleni Venac, z którego wychodzimy z 14 kilogramami pysznych owoców. Jakże jednak się oprzeć, gdy kilo soczystego arbuza kosztuje tutaj 30 groszy? Tłusty burek na drogę i jazda pociągami przez Suboticę, Budapeszt, Szob, Štúrovo, Galantę, Trnavę, Vrútky, Kraľovany, aż do Trsteny. Stąd już niedaleko do Chyżnego i Jabłonki. Raz, dwa i już wysiadamy z busika pod Galerią Krakowską, kończąc w ten niepozorny sposób kolejną wakacyjną przygodę.

Skomentuj...