Pociągiem Chopin w Alpy

Relacja z weekendowego wyjazdu koleją na narty w Alpy - czyli jak spędzić więcej czasu w pociągu niż szusując na nartach.

IC/EN Chopin

I się zaczęło. Burza mózgów uruchomiona, bowiem dla 50% grupy byłby to pierwszy, historyczny wyjazd na narty w Alpy. Stawka więc była godna uwagi. Ale! Był jeden warunek - warunek sine qua non - na ten wyjazd jedziemy POCIĄGIEM!

Pociąg Chopin relacji Warszawa - Salzburg - Monachium

Kiedyś kursowały bezpośrednie pociągi w Alpy, a mianowicie: Katowice - Landeck (ostatecznie nieuruchomiony) czy Warszawa - Villach (EC Polonia, 2012 rok), a nawet Moskwa - Nicea (przez Innsbruck i Bolzano). Ceny jednak nie zachęcały do jazdy, więc nie było wielu chętnych.

W tamtych czasach na narty pociągiem pojechałem z Adamem do Zakopanego na Kasprowy Wierch (odjazd z Krakowa ok. 2 w nocy, pamiętam nocną zapowiedź na dworcu w Chabówce - "uwaga, po torze pierwszym przejedzie LOKOMOTYWA, proszę o niezbliżanie się do krawędzi peronu") - byliśmy pierwsi w kolejce do kolejki na Kasprowy!

Długo więc czekaliśmy, aż pojawi się jakaś sensowna oferta, aż wreszcie zjawił się on - IC/EN CHOPIN! Tak! Coś niesamowitego, a więc pociąg z Warszawy Wschodniej do Monachium Głównego (z wagonami do Pragi i Budapesztu), i to jeszcze przez Kraków! Od początku jednak coś nad nim wisiało dziwnego. W końcu w pierwszym dniu kursowania odjechał pusty, bo nie dało się na niego kupić biletów.

Zakup biletów

Sam miałem problem z zakupem - próbowałem trzykrotnie! 5 i 11 grudnia 2023 na dworcu głównym w Krakowie (bardzo ofiarni i pomocni kasjerzy, jednak nie wskórali niczego) i 22 grudnia 2023 na dworcu Kraków Płaszów. Ostatnia próba okazała się strzałem w dziesiątkę!

A było to tak:

Około godziny 13:00, pamiętając o dacie 22.12 (uruchomienie sprzedaży), z głupia frant wszedłem na stronę PKP IC. Ku mojemu zdziwieniu, pojawiła się cena za bilet (od ok. 130 PLN), przyjazd do Salzburga o północy, bzdura kompletna. Uruchamiam więc auto i jadę na dworzec w Płaszowie. Korki, remonty, stres. Walka z czasem. Dojeżdżam na dworzec. Idę do kasy - poznaję Panią, u której lata temu kupowałem bilet do Helu przez Białystok. Jest szansa. Proszę o cztery bilety do Salzburga.

— Na kiedy? Niech mi Pan przeliteruje — literuję: S A L Z B U R G H B F. Mówię daty. Pani sprawdza na stronie PKP IC - cena od ok. 130 PLN. Uruchamia Kurs '90. Stary, sprawdzony system.
— Nie da się kupić biletu. Da się kupić samą rezerwację. Tak jednak nie można — za mną ludzie.
— Proszę poczekać, zadzwonię na Główny.

W międzyczasie inna Pani chce kupić bilet do Rzeszowa, na który nie ma miejsc, ani siedzących, ani stojących, a kolejny pociąg w tamtą stronę opóźniony jest o 150 minut. Odchodzi zmartwiona. Wracam do Pani, która telefonuje na Główny i otrzymuje instrukcje, co ma wpisać w systemie rezerwacyjnym. Wychodzą cztery bilety, ale w wyższej cenie. Pani sprawdza trzy, dwa, jeden, cena taka sama - wścieka się, że na stronie bzdury piszą. Pytam, jaka cena powrotnego:
— Taka sama.
— Biorę, bo nie będzie potem i będzie płacz! — Za mną rośnie liczba osób zaciekawionych długą i zawiłą transakcją.

Płacę więc kartą, 8 razy 196,21 złotego, czyli razem 1569,68 zł. Oczy ludziom wychodzą na wierzch, radość Pani i moja bezcenna. Równa 14:00, bilety kupione. Drugi próg cenowy, widać Austriacy nie puścili pierwszego, choć piszą, że od pierwszego progu ceny ruszają. Ceny jednak nie maleją. Ale niecałe 200 złotych w jedną stronę na dzisiejsze czasy, to nie jest najgorsza cena.

Z tego miejsca pragnę bardzo serdecznie podziękować Pani z Płaszowa za okazaną mi pomoc w zakupie. Od tego momentu wyjazd nabierał rumieńców - okazał się nie mejlową mrzonką, a rzeczywistością, długo przez nas wyczekiwaną. Od początku epopei/telenoweli/karuzeli/cyrku z Chopinem PKP i ÖBB robiły wszystko, aby nikt w prosty sposób nie kupił biletów - co rusz zakup wstrzymywano i odblokowywano, i tak kilka razy. Na stronie Rynku Kolejowego pisano:

"EN Chopin. Miała być rewelacja, jest blamaż"

"Chociaż trudno sobie to wyobrazić, pierwszy pociąg EN Chopin z Warszawy do Monachium nie zabrał w tej relacji ani jednego pasażera. Trudno, żeby było inaczej, skoro PKP Intercity, które ten pociąg uruchamia, nie sprzedaje na niego biletów. Napisać, że sytuacja ta jest kuriozalna, to jak nic nie napisać."

"Podróż do Salzburga z przeszkodami, czyli EN Chopin nie gra Mozarta"

"Problemy z nocnym międzynarodowym pociągiem EN Chopin pokazują jak w kalejdoskopie spektrum problemów, z jakimi muszą się mierzyć nieliczni pasażerowie, którzy mają siły i chęć, by granice pokonywać pociągami."

My mieliśmy dość siły i chęci, aby te granice właśnie POCIĄGIEM pokonywać!

Pociągiem z Krakowa do Salzburga

Nadszedł wreszcie długo wyczekiwany 26 dzień stycznia 2024 roku. Spotkaliśmy się na peronie 3. krakowskiego dworca głównego, skąd o 22:01 miał odjechać przyjeżdżający z Warszawy Chopin do Monachium, co zostało wyświetlone na tablicy na chwilę przed planową godziną odjazdu. Nie odjechał jednak ani o 22:01, ani do Monachium. Mało tego, wyraźnie wybrzmiała informacja o zastępczej komunikacji autobusowej na odcinku Chybie - Zebrzydowice, co nas zmartwiło - pobiegłem więc do informacji kolejowej - pani w kasie jednak potwierdziła informację, że to nie dotyczy osób jadących poza granicę kraju. Jak więc to jest? Czekamy.

Pociąg IC Chopin do Monachium, który nie jedzie do Monachium

Pociąg z Warszawy przyjechał spóźniony o kilka minut, co można było nazwać proroczym, ponieważ słowo "spóźnienie/opóźnienie" towarzyszyło nam przez cały wyjazd. Nie odjechał też do Monachium, ponieważ niemieccy maszyniści strajkowali od 24 do 29 stycznia, co wymusiło skrócenie relacji pociągu do Salzburga. Uff! Choć tyle szczęścia w nieszczęściu. Nasz wagon nosił numer 347 (miejsca 43-46)  i był zdeklasowaną 1 klasą. Ulokowaliśmy się z trudem w przedziale (z powodu długości moich nart, trzeba było ustawić je równolegle do kierunku jazdy, tworzyły więc swego rodzaju most rozpięty między dwiema półkami na bagaże) licząc, że będziemy jechać sami. Tak nie było, mieliśmy jednak bardzo miłych i rozmownych towarzyszy-licealistów z Jedlicza (jak się też okazało, mających ze mną wspólnych znajomych - świat jest mały!) jadących tego wieczora z Krosna do Wiednia na jeden dzień.

Pociąg rusza. Przygodo, witaj!

Jedziemy w stronę Skawiny, dalej po drodze zatrzymujemy się w Oświęcimiu, Czechowicach-Dziedzicach i wspomnianym wcześniej Chybiu. Postój niezaplanowany w rozkładzie. Trzy osoby jadą do Zebrzydowic. Ruszamy, zaraz, chwila - Strumień? Jedziemy w kierunku Żor? Fakt. Zapomniałem, że pomiędzy Boguminem a Piotrowicami koło Karwiny po czeskiej stronie był poważny wypadek kolejowy, co wyłączyło linię na kilka dni. Upewniamy się u konduktora - potwierdza nasze przypuszczenia. Jesteśmy zmuszeni do objazdu. Zatem po Chybiu mijamy bez postoju Żory, Rybnik, Wodzisław Śląski, wreszcie Chałupki (welcome to! - taka mniejsza wersja oryginału, choć stacja o dużym znaczeniu, dużo większa niż p.o. w Chałupach na Półwyspie Helskim), gdzie pociąg się zatrzymuje - wysadzamy patrol Straży Ochrony Kolei.

Przekraczamy granicę PL-CZ na moście na Odrze. Omijamy Bogumin (Bohumín) od zachodu, gdzie rozkładowo odłączana by była grupa wagonów do Pragi. Postój w Boguminie-Wierzbicy trwa ok. 40 minut, gdzie zmienia się drużyna konduktorska na czeską i zmieniamy lokomotywę z polskiej na czeską. Łapiemy duże spóźnienie. Dalej rozkładowy postój w Ostrawie Głównej (Ostrava hlavní nádraží) i pozarozkładowy kilkunastominutowy na stacji Ostrava-Svinov, gdzie odłączana jest praska grupa. Jedziemy dalej, ale znów niezadługo postój w Hranicach na Moravě. Czesi zamknęli odcinek Hranice - Hulín przez Przerów (Přerov) z powodu remontu torów - musimy jechać objazdem przez Międzyrzecze Wołoskie (Valašské Meziříčí) - na szczęście to w rozkładzie jest uwzględnione. Zmieniamy więc lokomotywę na spalinową i jedziemy w drugą stronę. W Hulínie ta sama operacja, tyle że kolejność odwrotna - wraca lokomotywa elektryczna i znów zmieniamy kierunek jazdy. Dłuższa jazda bez postoju - do Brzecławia (Břeclav) ok. 100 kilometrów. Tamże znów długi postój - odczepiamy grupę budapeszteńską i zmieniamy lokomotywę na austriacką.

Alpy na horyzoncie - widok z pociągu na trasie Wiedeń - Salzburg

Zaczyna się w miarę normalna jazda - w Brzecławiu mamy 87 minut opóźnienia, które systematycznie podczas podróży przez Austrię spada (prędkość pociągu dochodzi do 200 km/h!). Krótkie postoje mamy w Wiedniu (żegnamy jedlicko-krośnieńskich licealistów), Sankt Pölten (Święty Hipolit), Linzu, Attnang-Puchheim i wreszcie docieramy z 73-minutowym opóźnieniem do Salzburga, po drodze jeszcze w Redl-Zipf puszczając austriacki pociąg.

Salzburg Hbf - Salzburg Główny

Koniec biegu pociągu, początek naszego biegu - wyjście spektakularne - pociąg nie mieści się przy peronie, ostatnie drzwi naszego wagonu (który po odczepianiu innych grup stał się końcem pociągu) wychodzą poza peron - trzeba skakać. Nam się udało, natomiast ludziom za nami nie - austriacka konduktorka kazała im wracać, wpędzając do środka nawet tych, którzy wyszli. 8:57 - o tej godzinie meldujemy się w Solnogrodzie, co sprawia, że bezpośredni pociąg Salzburg - Graz, jadący przez Radstadt (gdzie mamy wysiąść) nam ucieka. Mamy 11 minut do następnego pociągu, który jedzie do Wörgl w Tyrolu, zatrzymując się po drodze w Bischofshofen, gdzie czeka nas kolejna przesiadka. Odbieramy zamówione przez Adama bilety w automacie i wpadamy do pociągu. Ruszamy! Zdążymy! Przecież już nic nas złego nie spotka...

10 kilometrów dalej, w Hallein pociąg staje. Z megafonów komunikat: "z powodu wypadku na trasie kursowanie pociągów jest wstrzymane. Na odcinku Hallein - Golling-Abtenau komunikacja zastępcza". MASZ! Naprawdę? Musimy wysiadać z całym kramem bagażowo-narciarskim i czekać na autobus. Ech. Nie tylko my jesteśmy z nartami, jest dość sporo osób.

Autobusowa komunikacja zastępcza na trasie Hallein - Golling-Abtenau

Nikt się jednak nie denerwuje, każdy czeka spokojnie. Ponoć taka sytuacja się zdarza na tej trasie nawet trzy razy dziennie (!)... Wizja połowy dnia w Obertauern wisi na włosku. Na pewno nie zdążymy na 10:10 do Bischofshofen, gdzie mieliśmy przesiadkę na pociąg... Czekamy i czekamy. Wreszcie jest! Podjeżdża bardzo długi autobus z pasażerami z kierunku przeciwnego - cierpliwie czekamy, aż wyjdą. Ładujemy się do środka. Zabrał wszystkich! W sumie, poszło to bardzo sprawnie. W Golling-Abtenau przesiadka z powrotem do pociągu. Jedziemy 20 minut i wysiadamy w Bischofshofen. Trasa jest cudna, jedziemy doliną rzeki Salzach.

Koleją przez Dolinę Salzach (Salzburg - Bischofshofen)

Dochodzi 11:00. Autobus z Radstadt do Obertauern odjeżdża o 11:55 spod poczty. Jest cień szansy, zwłaszcza, że o 11:12 mamy pociąg IC Hahnenkamm z Innsbrucku do Grazu... 11:35 ma być w Radstadt. Nie traćmy więc czasu, czas się przebierać w stroje narciarskie! Najlepszy jest PERON! Tak więc zrobiliśmy (kontynuując w pociągu). Miły brodaty Austriak sprawdzał bilety i był zadowolony, że korzystamy z usług ÖBB.

I tu ciekawostka - przez cały odcinek z Krakowa do Bischofshofen nie było śniegu bądź widzieliśmy jakieś resztki na zboczach górskich. Wyjeżdżamy więc z Bischofshofen niepewni, gdzie ten śnieg jest.

Na peronie w Bischofshofen

Mijamy most na rzece Salzach, tunel, a za tunelem... śnieg! Mnóstwo śniegu! Coś niesamowitego. Piękna trasa. W międzyczasie szukamy alternatyw, gdyby nie udało się zdążyć na 11:55, jednak ceny powodują, że wygrywa Obertauern, a nasza motywacja do zdążenia rośnie. Nagle kierownik pociągu zapowiada: "Sehr geehrte Fahrgäste, wir nähern uns dem Bahnhof Radstadt. Ausstieg links", co znaczy: Szanowni Pasażerowie, zbliżamy się do stacji Radstadt (832 m n.p.m.) - wyjście z lewej strony". Jest! Mamy niecałe 20 minut na dojście do pensjonatu, meldunek, zostawienie rzeczy, ubranie butów... Mało czasu! A tu trzeba pod górkę! Uff! Wpadamy do Gasthof Löcker. Właścicielka rozmowna, zaprowadza nas do pokoju, życzy miłego pobytu, kręci z niedowierzaniem głową czy zdążymy...

Centrum Radstadt wieczorem

Biegniemy z Adamem na pocztę (tu jest pętla) łapać autobus, Leszek z Michałem dojdą. Kierowca zgadza się na kilka minut opóźnienia, ale nie może czekać za długo. Chłopaki dochodzą. Ofiarnie - Leszek zranił rękę nartą. UDAŁO SIĘ! JEDZIEMY DO OBERTAUERN!!! Autobusy obsługuje firma POSTBUS, będąca częścią ÖBB - autobusowa część kolejowego przewoźnika. Przejazd dla narciarzy jest darmowy. Trasa jest cudowna, pokonujemy ok. 900 metrów przewyższenia na dystansie 20 km.

Obertauern

Samo weekendowe szusowanie po alpejskich stokach w Niskich Taurach (a dokładnie na granicy Schladminger Tauern i Radstädter Tauern) udało się wybornie. Zgodnie stwierdziliśmy, że trzeba Obertauern jak stoi - przenieść w całości do Harbutowic.

Zjazd z Gamsleiten 2

Zjazd z Gamsleiten 2, Obertauern

Powrót z Salzburga do Krakowa

W niedzielę jeździliśmy do godziny 16, ponieważ o 16:20 był autobus powrotny do Radstadt. Karnety zdaliśmy w automacie, podróż do Radstadt minęła bezproblemowo. Na poczcie meldujemy się o 16:48. Mimo obawy o możliwe opóźnienie pociągu (a co za tym idzie niezdążenie na pociąg do Polski), ryzykujemy i wybieramy IC Mirabell z Grazu do Salzburga (odjazd z Radstadt 18:26, przyjazd do Salzburga 19:44), następnie zjadamy pyszny obiadek - Frittatensuppe, Wienerschnitzel, Gemischter Salat, a także Rindsgulasch oraz pyszne Stiegl Weisse - w naszym pensjonacie. MNIAM!

Frittatensuppe - zupa naleśnikowa

Wybiła szósta, zwijamy majdan, dziękując za fantastyczną gościnę. Pani życzy nam szczęśliwej drogi do Ojczyzny (w młodości podróżowała motocyklem do Krakowa (!)) i pozdrawia. Idziemy na dworzec. Tamże odbieramy z automatu bilet. Dość spora grupka narciarzy oczekuje z nami na ten sam pociąg. Ale! Pociąg się spóźnia... na szczęście tylko cztery minuty. Z powodu dużego tłumu lądujemy w korytarzu, by potem przejść do wagonu rowerowego połączonego z kabiną maszynisty - nie trzeba robić oblotu lokomotywy, dzięki czemu zmiana kierunku jazdy w Bischofshofen zajmuje tylko sześć minut. Do Salzburga docieramy bez problemu o 19:44. Mamy więc 45 minut na zakupy, szybki rzut oka na budynek dworca, a także na wzięcie kilku drukowanych rozkładów konkretnych linii kolejowych na terenie Austrii. Od 2012 roku Austriacy nie drukują już rozkładu książkowego (a szkoda! - taki drukują jeszcze Czesi i Słowacy), natomiast można pobrać darmowe broszurki z rozkładami liniowymi. Dobre i to.

Nasz pociąg odjeżdża z toru 6, idziemy więc tam, a że stoi już podstawiony, to ładujemy się znów do wagonu 347 (miejsca 51-54) i konstruujemy misternie naszą narciarską budowlę. Planowy odjazd naszego pociągu to 20:30, ale i to nie zostało dotrzymane... opóźnienie na starcie wynosi 14 minut. Przypominam tu, że dalej trwa strajk maszynistów niemieckich, co wpływa bezpośrednio na ruch pociągów w krajach ościennych - nasz pociąg, pomimo relacji z Monachium, startuje w Salzburgu.

Pociąg IC Chopin do Warszawy stoi na stacji Salzburg Hbf

Ruszamy. Postoje mamy w Attnang-Puchheim, Linzu, Sankt Pölten i w Wiedniu, dokąd przybywamy punktualnie, nadrabiając spóźnienie. Pięknie! 200 km/h robi swoje. Do przedziału dosiada się dwójka młodych ludzi i z Wiednia jedziemy w szóstkę.

Mijamy granicę austriacko-czeską, stacja Brzecław, miejsce planowego doczepiania budapeszteńskiej części pociągu i wymiany drużyny konduktorskiej oraz lokomotywy na czeską. Wchodzi czeski konduktor, aby sprawdzić bilety - "good morning (ok. północy), welcome to the Czech Republic, let me see your tickets, please" - niezwykle uprzejmie prosi o bilety. Kasownik poszedł w ruch. Z Brzecławia odjeżdżamy bez opóźnienia, ale..., ale trafiliśmy na dzień, gdy na odcinku Brzecław - Kuty (SK) prowadzono prace remontowe. W związku z tym budapeszteńska część pociągu omija Brzecław i naokoło, przez Holič nad Moravou (SK) zostaje dołączona w Hodonínie, gdzie stajemy na pół godziny, co powoduje kolejne opóźnienie. ECH! Austriacy się dwoją i troją, aby było punktualnie, a Czesi, jak to Czesi... Jak tu żyć bez spóźnienia?

Dalej bez zmian - Hulín i zmiana kierunku jazdy i lokomotywy na spalinową, następnie Hranice na Moravě i zmiana kierunku jazdy i lokomotywy na elektryczną. Ostrawa, Bogumin - tu dłuższy postój na zmianę drużyny konduktorskiej na polską i lokomotywy na polską. Zebrzydowice, Czechowice-Dziedzice, Oświęcim i Kraków - z półgodzinnym opóźnieniem wjeżdżamy na stację Kraków Główny. Koniec!

Stacja Kraków Główny

Szczęśliwy koniec udanego i pełnego wrażeń wyjazdu. Nasz przedział pustoszeje, IC Chopin zaś przepuszcza Pendolino do Warszawy Wschodniej i nabiera dalszego opóźnienia, czekając na zielone światło...

 

Zainteresował Cię ten wpis? Może warto podzielić się nim z innymi?