Mariszki Czał - Ribni Ezera

Mariszki Czał - Ribni Ezera

Rano budzą mnie odgłosy będącej gdzieś w oddali burzy. Leniwie i ospale rozsuwam rozbity na grani namiot i... alarm! Burza sunie prosto na nas! Przeczuwając zagrożenie, zagościła prawdziwie żołnierska dyscyplina - po 5 minutach obozowisko już zwinięte i w pierwszym deszczu zaczynamy uciekać na przełęcz - byle niżej niż grań Mariszkiego Czału. Na przełęczy długie suszenie połączone ze śniadaniem i "mkniemy" dalej - Juruszki Czał, Dżanka. Na zachodzie wciąż towarzyszy nam jezioro zaporowe na rzece Beli Iskyr. Podejście na Kowacz biegnie przez bardzo ładny fragment Riły. Kolejne obozowisko na rozległym wypłaszczeniu Gorni Kuki, nieopodal czesmy. To dobrze, wszak dziś moja kolej na robienie obiadu.

I znów pogoda nas nie rozpieszcza - poranek bezchmurny, ale za Wapą łapie nas kolejno: burza, rzęsisty i gruby deszcz a na koniec przez kilkanaście minut pieści nawet grad. W ucieczce docieramy przez Kanarski Preslap do schroniska Ribni Ezera, gdzie następuje pierwsze zderzenie z szopską sałatą, która, jak się potem okazało, będzie nam stale towarzyszyć przez rilsko-pirińską wędrówkę. W stołówce jest nawet telewizor i, o ironio, mecz siatkarskich reprezentacji Polski i Bułgarii na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Schroniskowa atmosfera, podane pod nos jedzenie i złocisty trunek wyraźnie nas rozleniwiają. Obóz rozbijamy 2 km dalej, na Gornym Gowedarniku. Ogromna armia komarów szybko nas jednak zagania do namiotu, a każde z niego wyjście okupione jest męką.

Kolejnego dnia przecinamy bajeczną polanę z potokiem Marinkowica. Słońce, woda, góry - to jest to! Teraz czeka nas podejście na grzbiet Wodnija Czał a potem zejście do Kobilino Braniszte, gdzie kończy się Riła Środkowa.